Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, był sobie… mały plagiacik :D … to może zacznę jeszcze raz, bo to zupełnie inna bajka: Hymy, hymy: Nie tak bardzo dawno temu i zupełnie niedaleko stąd był sobie obóz harcerski w Wygnańczycach, w którym nieustannie toczyła się Gra o zamek. Obóz stanął o świcie 13 lipca 2013 roku dzięki grupie odważnych śmiałków do zadań specjalnych zwanej ‘kwaterką’, pracującej pod czujnym okiem księżniczki Aleksandry, która prawdopodobnie już wówczas miała w zanadrzu niezawodny sposób motywowania swych poddanych pt. „Chcecie pompować czy nie? Dziękuję”. ;)

Następnego dnia na teren obozu wjechała królowa Urszula I wraz z księciem Adamsem oraz całą świtą i ludem z księstw: malczyckiego, średzkiego i jaworskiego. To ostatnie reprezentowane było przez autora tychże słów, które przed Tobą się jawią, Drogi Czytelniku, czyli przeze mnie –Szpiega we własnej osobie, który na potrzeby tego oto pisma przyjął pseudonim jednorazowy Koszałka Opałka :).

Tak więc ciżba, po opuszczeniu autokarowego powozu, postawiła stopę, a właściwie osiemdziesiąt parę stóp na Wygnańczyckiej Ziemi celem zakwaterowania. Tu i ówdzie przewijały się walizy i kufry z kółeczkami albo bez, harfy i liry, tudzież gitary, najprzeróżniejsze skrzynie i worki z tajemniczymi specyfikami, zwoje lin i pergaminu, szaty królewskie, zbroje rycerskie, hełmy, miecze i inne takie. Gwar rozmów przy poznawaniu miejscowej ludności przeplatał się z odgłosami charakterystycznymi dla urządzania wnętrz namiotowych. Zmęczywszy się bardzo, całe towarzystwo udało się na wieczerzę. Po sowitym posiłku damy dworu i rycerze przeszli do pałacowych ogrodów na wieczorek zapoznawczy, po czym wszyscy smacznie usnęli na swoich posłaniach. Wszyscy z wyjątkiem straży królewskich, naturalnie. :)

W ciągu kolejnych 13 dni, życie obozowe toczyło się swoim rytmem: pobudka, zaprawa, śniadanie, obiad, kolacja, po drodze jakaś łaźnia i to w zasadzie byłoby chyba tyle…, oczywiście biorąc pod uwagę ramowy plan działań obozowych. A pomiędzy? Aaa, to już zupełnie inna bajka. :) Pozwól, Drogi Czytelniku, że w tym momencie nastąpi jedno małe wyjaśnienie: Otóż czasami, a nawet dosyć często, obozy harcerskie przygotowywane są w pewnej konwencji tematycznej, i tak się właśnie złożyło, że kadra tegoż obozu w tym roku postawiła na „Średniowiecze”. Toteż większość naszych zajęć, które za chwileczkę moje pióro będzie łaskawe tutaj opisać, stylizowana była na ww. okres w dziejach. Tak więc, wracając do naszej bajki…

… muszę najpierw sięgnąć do źródeł historycznych, ażeby wydarzenia nasze opisać w miarę chronologicznie. :D Wprzódy, choć może był to dalszy niż bliższy początek, grupa wybitnych architektów wzięła udział w przetargu na najlepsze projekty sprzętów obozowych takich jak brama, kosz na śmieci, półeczka, prysznic czy coś tam takiego. ;) O ile mnie pamięć nie myli zwyciężył projekt Jagienek ze Spychowa – trzeba przyznać, że dziewczyny wykazały się ogromnym wyczuciem smaku i precyzji oraz sporą dawką kreatywności i subtelności. :) Mając przed oczyma rzetelnie przygotowane szkice, poddani rychło ruszyli w las, aby zwieźć drewno do budowy zaplanowanych konstrukcyji. Kolejno królewscy budowniczowie przystąpili do pracy – tak oto rozpoczęła się pionierka obozowa, dzięki której powstały: brama, płot, kosze na śmieci, a później totemy i maszt, u podnóża którego zajaśniał nasz szczyt ideałów – świetlany harcerski krzyż. :)

Po ciężkiej pracy nastąpił długo oczekiwany czas – czas przyjemności, zabaw i szaleństw w najprzeróżniejszej postaci: od dyskoteki z karaoke poprzez budowanie szałasów po balonową siatkówkę (ach, to błoto rozpryskujące się pod nogami… :D). Od czasu do czasu można było również pobiegać tramwajem, polatać kajakiem czy też poturlać się czołgiem. :D Braliśmy udział w turnieju strzeleckim oraz olimpiadzie sportowej. Kominki i ogniska skłaniały ku refleksji, ale również były źródłem uciechy i radości a także okazją do wyżycia się artystycznego. Chusta Klanzy ubarwiała życie niektórym mieszkańcom, podczas gdy inni aktywnie włączali się w bajki interaktywne lub śpiewogranie. Turniej rycerski… właśnie przypomniał mi, że trochę się osoba nasza zagalopowała, prrr, szalony :)

Miało być po kolei… ale pal licho chronologię ;). Mam tu wprawdzie pod ręką program obozu, jednak zaplanowane zajęcia zmieniały swoje miejsca w tym programie w zależności od okoliczności, a tych było sporo, więc trudno mi teraz stwierdzić jaka była rzeczywista kolejność tych wszystkich wydarzeń. Zresztą, czy to ważne co było po czym? Ważne, że było. :) A co jeszcze było? Ano dużo, więc pozwól, o Drogi Czytelniku, że wybiorę kilka zdarzeń i opatrzę je krótkim opisem.

• FESTIWAL
Obóz położony na Łysej Górze do czegoś zobowiązuje, tak więc tegoroczny Festiwal Piosenki Obozowej poprowadziła naczelna czarownica Szyna. Towarzyszył jej niejaki „Podkładu” oraz Marchewkowy Mikrofon, a wiadomo, że tam gdzie marchewki, wszystko się może zdarzyć… no i zdarzyło się :) Szyna zjadła mikrofon… :D A sam festiwal? No wiadomo, barwnie śpiewali, tak więc była to jedna wielka feeria barw i dźwięków w otulinie przesympatycznych przebrań.

• CHRZEST
Jak obyczaj stary każe, wszyscy muszą taki chrzest obozowy przejść. Różnie to się w różnych środowiskach odbywa, ale ogółem chodzi o to, aby się trochę wybrudzić, czegoś posmakować i przejść jakąś próbę, by na końcu pocałować duży palec u stopy Króla lub cmoknąć w rękę Królową. Są jeszcze inne warianty… ;D Wprawdzie w tym roku ludzie nie latali cali wysmarowani na czarno i nie czołgali się pod górę w błocie w strojach kąpielowych smagani pokrzywami, ale też było miło. :)

• KURS I POMOCY
‘Ratunku! Pomocy! Ała!’ No i trzeba było ratować tę nogę… Jednak rew lała się strumieniami, człowiek mamrotał to i owo, krzycząc raz po raz w niebogłosy, więc nie było innej rady jak tylko … amputować :D, nie nie, spokojnie. To akurat był jeden z praktycznych sprawdzianów jaki przeszła nasza ekipa kursantów po trwającym dwa dni szkoleniu z samarytanki. Fachowo przeszkoleni wiedzieliśmy jak postępować w różnych przypadkach, więc taka noga to michałek – człowiek przeżył, noga też. :)

• WIECZÓR LEGEND
Pamiętam dobrze ten wieczór. Widzę jak na dłoni namiot, po mojej lewej rząd siedzących postaci, po mojej prawej toż samo, u krańcu jego, tj. przy wylocie namiotu przedziwna scena, a na niej postaci poprzebierane w rozmaite stroje – tak prezentowały się poszczególne zastępy przedstawiając herb, piosenkę oraz legendę głoszącą o tym jak powstał ich ród. Śmiechu było co nie miara – młodzi aktorzy wykazali się ogromną inwencją twórczą i kreatywnością – mhm, cudowność! :)

 

• PARK LINOWY
Strrrasznie było, tzn. strasznie fajnie było. :D Kask, uprząż, jeden karabińczyk, drugi karabińczyk, drabinka, deseczka, tu lina, tam siateczka i … TYROLKAAAA ;) Muszę powiedzieć, że pierwszy raz zdarzyło mi się świrować na Tarzana i miałam pewne obawy czy aby sobie poradzę, ale niepotrzebnie. :) Taaak, ścianka wspinaczkowa już była, więc teraz w kolejce czekają odpowiednio paralotnia, skok na bungee i skoki ze spadochronu. :)

 

• BAL NA ZAMKU
Baloniki, serpentyny, piękne stroje, cuda wianki – wszystko gotowe, więc bal czas zacząć. Zaczęło się niewinnie, dystyngowanie, subtelnie, po czym nastąpił kompletny szał ciał! Tańce, śpiew i wygibasy królowały na tym balu. ‘Wesoło w czubie i w piętach’ – jak niegdyś powiedziałby poeta, a po mojemu - istne szaleństwo. Pojawił się nawet jeden taki terrorista aż ziemia się zatrzęsła, bo … wszyscy się trzęśli zanurzeni w dźwiękach Harlem Shake’a. Facjata mi się śmieje na to wspomnienie. :D

 

• PORANNE ROZGRZEWKI DRUHNY OBOŹNEJ
Bezcenne!!! :D

 

• BALONOWA SIATKÓWKA
Mhm, cudo!!! ;) ;) ;) ;) ;)

 

• GRA NOCNA
Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć… No właśnie - przeżyć. :D

 

I ja tam byłam i to przeżyłam, więc Wam spisałam co tam widziałam. :) Ajj, wiersz się wkrada… to chyba znak, że czas już zakończyć tę małą podróż w czasie, Drogi Czytelniku. ;) Nie byłabym sobą, gdybym w tym miejscu nie podziękowała ludziom, dzięki którym ten obóz przeżyłam tak, jak przeżyłam, więc dziękuję Drużynie Szpiega, a w szczególności Pauli i Szynie! ;*

 

Miałam skończyć rzewnie, słowami pewnej piosenki, o tym, że „Przyjdzie rozstań czas i nie będzie nas, na polanie tylko pozostanie po ognisku ślad…” No tak było, zapewne jeszcze nie raz będzie, ale nie mogę się powstrzymać, żeby zakończyć inaczej, cytując hit obozowy naszej kochanej Druhny Oboźnej:
CHCECIE POMPOWAĆ CZY NIE?
Dziękuję :D

 

Koszałek Opałek czyli Szpiegu we własnej osobie w osobie :)
pwd. Małgorzaty Bolek
z 21 DSH „Matrix”


Z harcerskim pozdrowieniem:
„Czuwaj!”

GALERIA: